czwartek, 9 sierpnia 2012

Co dzieci myślą o Śląsku?

Dzień Górnika, Katowice 1995r.
W odniesieniu do poprzedniego posta promującego świeży projekt "Śląsk wedle bajtla" pragnę rozważyć temat dzieci na Śląsku.

 Jestem z pokolenia popeerelowskiego i w przedszkolu obchodziliśmy barbórkę. Chłopcy przebierali się za górników, robili czarne czapki z piórkami a dziewczynki wianiuszki. Uczyliśmy się "Poszła Karolinka" i "Karliku, Karliku" nie zastanawiając się nawet dlaczego pierwsza z tych piosenek jest śląska skoro Gogolin nie znajduje się na mapie województwa śląskiego. Łykaliśmy propagandę, ale po prawdzie chociaż po komuniźmie była jeszcze potrzeba aby zaszczepiać w dzieci polską śląskość- my dzieci, nie rozumieliśmy tego zupełnie. Stanowiło to coroczną "szopkę", aby pokazać jak maluchy się utożsamią z czymś czego po prostu nie kumają.
 Górny Śląsk był dla mnie górny, bo chodniki były krzywe i tworzyły się z nich całkiem wysokie górki. Śląsk w ogóle był dla mnie zamienną nazwą na Katowice (skądinąd w kościele myślalam, że katolicy to po prostu mieszkańcy Katowic).

 Może te wszystkie "karliki" i "kopalnie" psuły obraz słynącego w historii ze swego rozwoju regionu, ale to było cokolwiek, a dziś?
 Młodzi rodzice, ludzie z mojego pokolenia, łamiącego konwenanse, nie mówią już dzieciom o miejscu w którym mieszkają, szczędzą im także nauk religijnych, które porządkują świat (to jest szczególnie ważne dla dziecka), bo jak wytłumaczyć to wszystko co zachodzi w świecie? Uważam, że zachodzi przesada w drugą stronę- przez lata panował ogół a nie jednostka, dziś wszędzie rządzi indywidualizm, a dziecko wychowane w duchu tego, że jest lepsze od innych nie nadaje się do życia w społeczeństwie. Złoty środek jest najlepszy.
Nie popieram faszerowania ludzi tym, co im dalekie, uczenia się o czymś, z czym nigdy nie będą miały do czynienia, ale elementarny związek z własną ziemią to coś, co sprawia, że czujemy się wyjątkowi bez dodatkowego o tym uświadamiania.
 Może w Darłowie ktoś powie, że mój sposób mówienia jest "wieśniacki" i że słychać, że jestem ze Śląska, ale to też oznacza, że nieświadomie jestem elementem tego małego światka śląskiego, że mam swoją tożsamość, tak jak niebieskie oczy po matce, coś co widać gołym okiem i wiąże nas z naszym pochodzeniem.
  
 Projekt "Śląsk wedle bajtla" to wyjątkowe przedsięwzięcie, które ma na celu stworzyć przestrzeń Śląska widzianego przez dzieci. Jest szansa, że dowiemy się czegoś co podniesie nas na duchu, ale jest także czas, aby zastanowić się, czy nie pora przygotować się gruntownie do przekazania młodszym pokoleniom bogatego dziedzictwa kulturowego naszych przodków.

 Czekam z niecierpliwością na projekty edukacyjne.



1 komentarz:

  1. Jestem z Małopolski (granicy Małopolski), a w przedszkolu też miałam Barbórkę i robienie czapek z pióropuszami! Co prawda wioska, w której chodziłam do przedszkola znajduje się obecnie w granicach administracyjnych województwa ślaskiego, które to powiedzmy nie zawsze sa do końca słuszne... Ale najbliższa kopalnia oddalona jest od rzeczonej wioski o jakieś 30 km, takie rzeczy nie tylko w Katowicach!

    OdpowiedzUsuń