poniedziałek, 21 stycznia 2013

Mikołów - ulubione miasto Magdaleny

Poniżej praca Magdaleny, która wygrała konkurs na temat "Moje ulubione śląskie miasto".


MIKOŁÓW
To miasto, które miałam przyjemność poznać z dość nietypowej strony – Zielonej Arki Śląska. W jednej z dzielnic – Mikołowie-Mokrem, działa Śląski Ogród Botaniczny. To instytucja bardzo nowa, bo formalnie stworzona w 2003 roku, lecz spektakularnie się rozwijająca. W maju 2012 roku otworzono Centrum Edukacji przyrodniczej i Ekologicznej ŚOB. W nowoczesnym budynku Ogród ma teraz swoją siedzibę. Jeszcze jednak nie tak dawno instytucja ta mieściła się w starym, jednopiętrowym budynku. Kilkanaście osób pracowało w trzech niewielkich pokojach. W jednym z pomieszczeń (o - trzeba nadmienić – złym stanie technicznym), mieściła się część biblioteki. Pozostała jej część w udostępnianym przez proboszcza budynku. Ale cóż z tego, kiedy w budynku panowała atmosfera doprawdy domowa, a Ogród był w posiadaniu niezwykłego terenu. Nie tylko niezwykłego, ale i sporego – obejmuje on około 120 hektarów. Jakież cuda się na nim kryją... Kolekcje wrzosów, irysów, rosnąca za małym płotkiem roślina chroniona zwana cieszynianką, niczym z opowieści Morcinka „Legenda o bladej cieszyniance” wychynęła spomiędzy traw. Ale mamy tutaj nie tylko to, z czym normalnie kojarzą się ogrody botaniczne. Na jednej z wycieczek wchodzimy w stare czyżnie, czyli zarośla śródpolne. Zarośla, dobre sobie. To prawdziwy las. Po raz pierwszy w życiu widzę tutaj leszczynę o grubym pniu i rozłożystych konarach. Po raz pierwszy widzę tutaj rosnące nad rzeką skrzypy wielkie, przypominając jako żywo roślinność z „Parku Jurajskiego”. Pełno tutaj śladów obecności zwierząt – obgryzionych szyszek, zabłoconych drzew po czochrających się dzikach, śladów w błocie. Natrafiamy na czaszkę, prawdopodobnie sarny. Ktoś na to zaczyna recytować wiersz „Jabberwocky”: „Beware of Jabberwock, my son!”. O tak, „the jaws that bite, the claws that catch!”. Mamy tutaj jamy borsuków. A także kamieniołom. I zabytkowe wapienniki, czyli piece do wypalania wapna, nad których ocaleniem czuwa między innymi Ogród.
Kiedy wchodzimy w las kwitnących drzew, między innymi owocowych, na których brzęczą całe roje pszczół, czuję się niczym w scenie „Journey to the Aslan’s How” w ekranizacji „Opowieści z Narnii”.
A już kilka tygodni później odbywam wolontariat w Ogrodzie.
Mikołów to jednak nie tylko Śląski Ogród Botaniczny. Uroczy rynek, kamienica z faunem w bocznej od niego ulicy, stare kościoły... I spotkania ze znajomymi przy kawie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz