Poniżej praca Magdaleny, która wygrała konkurs na temat "Moje ulubione śląskie miasto".
MIKOŁÓW
To miasto, które miałam przyjemność poznać z dość
nietypowej strony – Zielonej Arki Śląska. W jednej z dzielnic –
Mikołowie-Mokrem, działa Śląski Ogród Botaniczny. To instytucja bardzo
nowa, bo formalnie stworzona w 2003 roku, lecz spektakularnie się
rozwijająca. W maju 2012 roku otworzono Centrum Edukacji przyrodniczej i
Ekologicznej ŚOB. W nowoczesnym budynku Ogród ma teraz swoją siedzibę.
Jeszcze jednak nie tak dawno instytucja ta mieściła się w starym,
jednopiętrowym budynku. Kilkanaście osób pracowało w trzech niewielkich
pokojach. W jednym z pomieszczeń (o - trzeba nadmienić – złym stanie
technicznym), mieściła się część biblioteki. Pozostała jej część w
udostępnianym przez proboszcza budynku. Ale cóż z tego, kiedy w budynku
panowała atmosfera doprawdy domowa, a Ogród był w posiadaniu niezwykłego
terenu. Nie tylko niezwykłego, ale i sporego – obejmuje on około 120
hektarów. Jakież cuda się na nim kryją... Kolekcje wrzosów, irysów,
rosnąca za małym płotkiem roślina chroniona zwana cieszynianką, niczym z
opowieści Morcinka „Legenda o bladej cieszyniance” wychynęła spomiędzy
traw. Ale mamy tutaj nie tylko to, z czym normalnie kojarzą się ogrody
botaniczne. Na jednej z wycieczek wchodzimy w stare czyżnie, czyli
zarośla śródpolne. Zarośla, dobre sobie. To prawdziwy las. Po raz
pierwszy w życiu widzę tutaj leszczynę o grubym pniu i rozłożystych
konarach. Po raz pierwszy widzę tutaj rosnące nad rzeką skrzypy wielkie,
przypominając jako żywo roślinność z „Parku Jurajskiego”. Pełno tutaj
śladów obecności zwierząt – obgryzionych szyszek, zabłoconych drzew po
czochrających się dzikach, śladów w błocie. Natrafiamy na czaszkę,
prawdopodobnie sarny. Ktoś na to zaczyna recytować wiersz „Jabberwocky”:
„Beware of Jabberwock, my son!”. O tak, „the jaws that bite, the claws
that catch!”. Mamy tutaj jamy borsuków. A także kamieniołom. I zabytkowe
wapienniki, czyli piece do wypalania wapna, nad których ocaleniem czuwa
między innymi Ogród.
Kiedy wchodzimy w las kwitnących drzew,
między innymi owocowych, na których brzęczą całe roje pszczół, czuję się
niczym w scenie „Journey to the Aslan’s How” w ekranizacji „Opowieści z
Narnii”.
A już kilka tygodni później odbywam wolontariat w Ogrodzie.
Mikołów to jednak nie tylko Śląski Ogród Botaniczny. Uroczy rynek,
kamienica z faunem w bocznej od niego ulicy, stare kościoły... I
spotkania ze znajomymi przy kawie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz