wtorek, 2 października 2012

Jak jest "miłość" po śląsku? cz.1.


 Pozostałości po dawnej miłości na Śląsku można się doszukiwać jedynie w sztuce czy aktach kościelnych, bliższą nam dziejowo możemy poznać dzięki starszym ludziom, którzy dzielą się własnymi doświadczeniami. Piosenki, które tak wspaniale zebrał i wydał Adolf  Dygacz sugerują, że w mentalności dawnych Ślązaków miłość sprowadza się do słodkiego uczucia, którym darzą się młodzi, niedoświadczeni ludzie odkrywając dopiero atuty płci przeciwnej lub już zupełnie czysto fizycznej sfery. Nie są to górnolotne piosenki, przypominają mi bardziej pierwsze "romantyczne" pieśni staroprowansalskich trubadurów, którzy praktycznie cały czas świntuszyli, z czego pierwszym opisującym w prawdziwie liryczny sposób miłość był Jaufre Rudel.
Jak podają liczne źródła sztuka plastyczna na Śląsku, gdy mówiła o zwyczajnych ludziach była sztuką amatorską i prymitywną. Każdy ma skojarzenia z Erwinem Sówką i jego kobietami. Ale czy o to chodzi? Czy chcemy się rozwijać, czy kulturowo stać w miejscu? Czy tym dla nas, ludzi XIX pierwszego wieku jest miłość?

Postanowiłam porozmawiać o tym z kimś, kto jako jeden z nielicznych napisał tomik wierszy po śląsku o uczuciach górnolotnych dotykających każdego wrażliwego człowieka. Ma na imię Karol Gwóźdź, jest poetą (wydał tomik "Myśli ukryte") ale także twórcą muzyki ambientowej.

Oto co mi powiedział:
"Po śląsku pisze się tak samo romantycznie jak w innych językach, mimo iż zdaję sobie sprawę, że jest nieco uboższym językiem niż np. francuski czy polski. Jednak jeśli chciałbym kobiecie powiedzieć jak "fest ij przaja i ij modre ślypia dodowajom otuchy i farbów w tym uoszydliwym śwjecie" to nie potrzebuję do tego innego języka niż śląski.
Mimo iż to prosty język, to da się w nim wyrażać emocje. Uczucia o których piszesz można we współczesnym świecie wyrażać w tym języku. Jak najbardziej. Przepięknie brzmi kobiecy głos "dej mi dziubka"."

 A czy nie uważasz, że np. słowo "dziołcha" nie pasuje do współczesnych kobiet?" 
"Za to frelka pasuje. Frelka jest słodkim słowem, takim właśnie do flirtu.
a Ty wolisz byc dziewczyną czy frelką?"
 Frelką. Frelka brzmi tak jak trele ptasie, zwiewnie i delikatnie.
 "Pytam, bo sama możesz sobie odpowiedzieć niejako na ten temat, ponieważ można stwierdzić że to albo to słowo brzmi tandetnie bo.... bo..... tak godały nasze starki..... ale może czasem warto się wyzbyć stereotypowego myślenia. Śląskie dziewczyny są delikatne, choć w środku twarde. Jak trza są dziołchami, a jak trza to słodkimi frelkami."
Nie uważasz, że należy szukać jakichś nowych słów bardziej adekwatnych?
"jak nojbarzyj trza szukać i tworzyć neologizmy dostosowane do współczesnego Śląska. Od tego są literaci w końcu, choć przykre jest to iż tych romantycznych jest wciąż za mało, a to oni mogą tworzyć owe neologizmy- te bardziej obdarowane uczuciowym akcentem."

(jego twórczość można śledzić na www.karolgwozdz.eu)


A to moja dalsza rodzina z pod Tychów
 Miłość na Śląsku musi być subtelnie inna, skoro wiadomo nie od dziś, że przez lata panował tu nieoficjalnie matriarchat. Kobiety śląskie mają charakterek. Doskonale poznałam to dzięki mojej babci, która posiadając 50-letnie doświadczenie małżeńskie raczy mnie zadziwiającymi poradami. Od kiedy tylko jestem dorosła, babcia bez ogródek tłumaczy mi jak to wygląda... Zapewne każdy z was zna jakieś śląskie małżeństwo, gdzie to kobieta zarządza finansami. Niby mąż rządzi, ale cokolwiek chce musi iść z tym do żony. Żona porządkuje jego życie. PRL trochę zniszczył polaków, bardzo ich "rozpił" przez co kobiety w tamtych czasach musiały szczególnie ich pilnować. Stały niejako na straży rodziny. Nawet jeśli nie było najlepiej w ich małżeństwie nie umniejszały roli mężczyzny jako ojca. Wręcz budowały w domu atmosferę szacunku dla głowy rodziny.

 Nie wszyscy wiązali się z miłości oczywiście. Akurat moja babcia owszem... Ona była przebojowa i śliczna a dziadek był rozśpiewanym towarzyskim przystojniakiem. Pewnego razu babcia wracała z kolegą autobusem do domu wieczorem, ale kolega wysiadł wcześniej, mój dziadek także jechał tym autobusem, przysiadł się do niej i odprowadził ją potem od przystanku do domu. Babcia była młodą sekretarką i dziadek już wcześniej bywał u niej załatwiać sprawy. Wzięli wspaniały ślub w Cieszynie a przez kolejne pięć lat, za nim urodził się ich jedyny syn, jeździli na wczasy i chodzili na dancingi... Kto w tamtych czasach miał dziecko po pięciu latach małżeństwa? To była rzadkość. Podejrzewam, że mieszkanie z chorą babcią w jednym pokoju miało na to spory wpływ.
Jak dziadek mówił na babcię gdy ją poznał? Czy mówił "jo ci przaja"? Ciężko to sobie po tych latach polonizacji wyobrazić. Oni nadal starają się mówić cały czas po polsku. Babcia subtelnie wycisza ostatnie "ch" we wszystkich "byłach" i innych tego typu słowach...
Tata opowiadał mi, że dziadek po latach małżeństwa zrobił się trochę mniej uczuciowy i gdy babcia prosiła: "Dej kusika" to dziadek mówił "Ni mom".





2 komentarze:

  1. No, odpowiedziołech: http://oschl.wordpress.com/2012/10/14/amour-amour/
    Pozdrowiynia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja, dziołcha, podobosz mi sie coroz lepiyj. Polonizacja trwa nadal i Pani tez jej podświadomie uległa i będzie nadal ulegać. Mój Opa godoł, Szlonsk mo być przed sia.
    Slonsko godka i niymiecki ordnung. Od gorola nic dobrygo sie niy nauczysz. Lerne Deutsch, do pierona kandygo, gorolski znosz przeca.
    Pozdrowiom, Hynio z Fryncity. (Friedenshütte - Nowy Batom.)

    OdpowiedzUsuń