piątek, 2 marca 2012

Dwa sposoby na to, jak walczyć u boku Andersa

W nawiązaniu do nowej wystawy Muzeum Śląskiego pt. "Koledzy z Platzu. Górnoślązaków żywoty równoległe", (która ma na celu przedstawić odbiorcy odmienne wybory Górnoślązaków podczas plebiscytu i powstań- Polecam!) pragnę przedstawić dwie różne drogi moich przodków- Lwowiaka i Ślązaka (ur. w Katowicach a zamieszkałego Cieszyn)- do jednego celu, walki u boku gen. Andersa podczas drugiej wojny światowej.
Janek, szkoleniowiec jednostki wojskowej w Stanisławowie był na liście katyńskiej. Ukrywał się wprawdzie, ale został wydany. Na szczęście jednak pojechał nie tym pociągiem co trzeba i trafił na Syberię. Wszyscy jego lwowscy krewni byli pewni, że zginął. Na zesłaniu poznał swą przyszłą żonę i dołączył do armii gen. Andersa, jako dowódca plutonu dywizji strzeleckiej. Ta pomyłka pociągów to nie jedyny zbieg okoliczności, dzięki któremu przeżył- kolejny miał miejsce już podczas walk pod Monte Cassino. Opisuje je Melchior Wańkowicz w książce "Monte Cassino". Pokrótce- podczas ostrzału na wzgórzu kapitan (wówczas), czyli Janek, został trafiony kulą w metalową papierośnicę, którą miał na piersi i w ten sposób uszedł z życiem. Ta papierośnica go uratowała. Do Polski po wojnie nie wrócił, został na emigracji w Anglii, gdzie założył rodzinę z poznaną w Rosji Zofią. Dzięki czemu dożył dziewięćdziesięciu paru lat i miał z pewnością milsze doświadczenia niż Paweł, Ślązak.
Paweł pochodził z Katowic, ale ze względu na pracę w Cieszynie, przeniósł się tam z rodziną tuż przed wojną. W 1940r. wzięli go do Wehrmachtu. Taaa... większość Ślązaków miała tę niechlubną przyjemność, a nawet obowiązek. Ale... Paweł w Afryce uciekł z Wehrmachtu i w tym czasie jego rodzina otrzymała smutny liścik o treści "vermisst" (co oznacza "zaginął"). Każdy żołnierz posiadał swoją identyfikację i gdy ta, po zaginięciu została znaleziona wojsko wysyłało list do rodziny o treści "zginął", ale, że Paweł uciekł wraz z identyfikacją do tego nie doszło. Nie uciekł sam, ale z bodaj pięcioma kolegami i w takim zestawie uciekinierzy dostali się w ręce Marokańczyków- zostali wzięci do niewoli. Na szczęście Marokańczycy zażądali tylko kosztowności, a nasi dezerterzy mieli tylko łańcuszki i obrączki. Paweł miał problem ze zdjęciem swojej, podobno zagrozili mu, że utną palec. Chyba go to zmotywowało, bo udało mu się w końcu i Ślązacy zostali puszczeni wolno. Na czarnym lądzie dołączyli do stacjonującej tam armii gen. Andersa (Paweł przywiózł to zdjęcie ze sobą). Paweł walczył pod Monte Cassino, był wielokrotnie namawiany by po zakończeniu wojny wyemigrować, ale z drugiej strony głos z Polski wołał złudnie i fałszywie: "Wracaj do kraju, przydadzą się Twoje ręce do roboty". Wrócił więc do rodziny, ale nigdzie nie chciano przyjąć go do pracy pomimo, że był silny i mógł pracować (miał też wykształcenie zawodowe). Załamał się strasznie i ponad dziesięć lat po wojnie z własnej woli zakończył swój żywot...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz