niedziela, 30 września 2012

Lasy Wincklera

"Cudze chwalicie, swego nie znacie!"- to trzeba przyznać! Od urodzenia jeżdżę do Miechowic i uwierzcie mi, zawsze kojarzyły mi się z końcem świata (patrz: Miechowice pętla), paskudnych, identycznych bloków. Jechałam tam nawet kiedyś w towarzystwie pewnej listonoszki, która przez telefon zwierzała się koleżance, że najprawdopodobniej nie wróci bo zaginie w tym labiryncie osiedlowym.Teraz odwiedziny u babci mają zupełnie inny smak...

 Za szkołą jest wejście do lasu. Czasem, gdy zostawaliśmy na dłużej z kuzynostwem chodziliśmy robić piknik na łące. Był taki centralny punkt- wielki, srebrzysty buk (dzisiaj już nie istniejący, pękł kiedy trafił go piorun) z którego było kilka dróg. Babcia mówi do dziś, że każda droga to trasa do obejścia w różnym czasie. Na ogół wybieraliśmy więc tą na godzinę lub dwie. Las bardzo mieszany. Rewelacyjne pole do popisu dla emerytowanej nauczycielki i jej czwórki wnucząt, aby troszkę zapoznać z przyrodą, nauczyć rozróżniać po liściach drzewa, oraz siedzące na nich ptaki.


 Przy głównej drodze znajduje się leśniczówka przywodząca na myśl pruską architekturę wraz z zabudowaniami gospodarczymi. Na oko mają 100 lat. Babcia mówiła, że 20 lat temu był tu pożar, który strawił część zabudowań lecz zostały odbudowane. Gdy słońce dopisuje można się poczuć jak na wsi, w miejscu dalekim od przytłaczających spraw wielkomiejskiego życia.






 Na przeciwko leśniczówki roztaczają się pola i aż dziw bierze, że to tak blisko... tak blisko cywilizacji...


 Z biografii Matki Ewy wynika, że kiedy była młodą kobietą Miechowice były bardzo biedną mieścinką, wyobrażam więc sobie ludzi pracujących na takich polach i mieszkających w drewnianych chatach.





W 1812r. Ignacy Domes kupił wieś Miechowice, wybudował zamek dla swej córki Marii Domes, której drugim mężem był Franciszek Winckler. Idąc lasem czuć klimat zamierzchłych czasów, kiedy to bogacz Winckler
mógł wyprawiać się na polowania.
Babcia opowiadała, że panowie na zamku sprowadzali egzotyczne drzewa- m.in. miłorząb, którego nota bene babcia nigdy w tym lesie nie widziała.
 Idąc ścieżkami można sobie wyobrazić, że zaraz z naprzeciwka wyjdzie jakaś kobieta w chuście zbierająca grzyby. Nie widać śladu upływu czasu. Oczywiście, idealizuję, mieszkańcy Miechowic widzą dokładnie jakie drzewa zostały ścięte, ale to nie zmienia mojego odbioru tego miejsca. Jest magiczne!
Babcia twierdzi, że jeszcze nie było grzybów (jakoś ciężko mi w to uwierzyć), ale ogromnie ucieszył nas widok chociażby takiego muchomora. Podobno może zwiastować, że te jadalne gdzieś wkrótce wyjdą... Ee... nie możliwe! Musiały już być wcześniej.

1 komentarz:

  1. Ciekawe spostrzeżenia. Szkoda mi również buka na rozstajach dróg. Niemniej leśne nieustannie się zmienia i chyba tak jest w przypadku każdego żywego organizmu. Zapraszam na leśne spacery również w okolice osiedla Fińskich Domków. Jest tam kompleks kilku stawów, gdzie można się poczuć jak na Mazurach :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń