poniedziałek, 27 lutego 2012

Artysta

Film "Artysta" jest boski! Dla wszystkich sentymentalistów i miłośników przedwojennego kina. Działa na emocje, gra aktorska na najwyższym poziomie! Dawno nie widziałam tak dobrego filmu. Polecam!

Zainspirowana rozmową o filmie śląskim

Ta rozmowa w sumie nic nowego nie wniosła. Była stwierdzeniem faktów, narzekaniem i gdybaniem. To gdybanie było chyba najbardziej inspirujące. Prowadzący zwrócił uwagę na schematy powielane w filmach o śląsku, zgadzam się z nim w pełni. W filmach Śląsk niestety najczęściej pojawia się w kontekście:biedy, ciężkiej pracy, ruiny na wielu płaszczyznach (nie tylko architektonicznych).Takie kino i do mnie nie dociera, jest zbyt odległe tematycznie. Prowadzący stwierdził (i to było to inspirujące gdybanie)że chciałby zobaczyć kryminał osadzony w czasach II wojny światowej ze śląską scenerią. To by było coś! A ja nawet pójdę dalej- chciałabym zobaczyć nowoczesne (takie z początku XX wieku),pruskie Katowice, zrekonstruowane w filmie. Aktorzy mówiliby przez większość filmu po niemiecku, tak jak wtedy. Nie myślę o drugiej wojnie światowej, ale o czasach samiusieńkiego początku wieku. Taki kostiumowy. Może być kryminał, a może być zwykły dramat. Widziałam przedwojenny film fabularny pt. "Der Dybuk" produkcji polskich żydów, calusieńki w jidysz, tragiczna historia o miłości. Piszę o tym, ponieważ ten film w wyjątkowo indywidualny dla tej grupy wyznaniowej sposób opisywał historię, która jest fabularnie atrakcyjna; pokazywał tradycje, nastawienie do różnych spraw. Oni ten film przekazali własnym językiem. A my, cały czas, w filmach osadzamy się w peerelowskich realiach, z wykrzywionym pod wpływem tego ustroju podejściem do narodowości. To nie jest adekwatne do dzisiejszych czasów. Jakby podejść do tematu rzetelniej mogłaby powstać dowolna opowieść o ludziach osadzona w realiach pięknych zdobionych kamienic, w niezwykłym centrum wydarzeń kulturalnych z dobrą, ambitną muzyką. Wyobrażam sobie to w okolicach Warszawskiej, kościoła Mariackiego, Mariackiej, Francuskiej, Mielęckiego, Staromiejskiej, Wojewódzkiej, i do góry aż po Jagiellońską.

Pewna Pani na wczorajszym spotkaniu stwierdziła, że te kopalnie, huty i cała nasza "Kraina-ruina" to nasze dziedzictwo i tradycja. Mowa, owszem, tradycja, jedzenie- też. Ale ten paskudny stereotyp, który naprawdę, przed wojną nie istniał? WTEDY ŚLĄSK SŁYNĄŁ Z ROZWIJAJĄCEGO SIĘ PRZEMYSŁU, NOWOCZESNEJ ARCHITEKTURY, MAGNATÓW PRZEMYSŁOWYCH. My wprawdzie odeszliśmy znacznie od tego wizerunku, to za sprawą tamtego ustroju, ale czy to właśnie jest tradycja? Ja bym sięgnęła pamięcią dawniej. Czy tadycja rodziła się w XIX wieku, kiedy to powstawały kopalnie? Nie, była wcześniej i jej elementy są z nami do dziś.

Znacie Georga Thomallę, popularnego niegdyś aktora? Jeśli potraficie czytać po niemiecku to polecam waszej uwadze: http://www.ostdeutsche-biographie.de/thomge09.htm
Nie znajdziecie go na polskich stronach, chociaż urodził się w Katowicach. Wyjątkowy typ, o którym Niemcy wiedzą dużo, a Katowiczanie nic...




sobota, 25 lutego 2012

Kaziu, zakochaj się


Na wiosnę, oraz z okazji jutrzejszego spotkania dotyczącego Śląska w filmie- piosenka dedykowana przed laty Kazimierzowi Kutzowi. Arcysentymentalny Kabaret Starszych Panów.

wtorek, 21 lutego 2012

Takie tam dyrdymały- o prasie "śląskiej"

Może to nowość w kioskach, a może nie, ale ja dzisiaj po raz pierwszy (i już zaznaczam, że ostatni) kupiłam gazetkę "Ślunski Cajtung". Tytułem wstępu- Cieszę się, że pojawiają się gazety "traktujące" o sprawach regionu. Tyle, bo po pierwszej stronie mocno zwątpiłam. Znamy wszyscy ideę pierwszej strony- winna zawierać informacje najwyższej wagi, bądź poprostu sensację wzbudzającą zainteresowanie czytelnika. "Brynicy zasuć nie idzie"- tytuł, który nas przywitał przyznaję, że wzbudził moje zainteresowanie. Otóż... nie wiedziałam po prostu o co chodzi. Ja żyję w okolicznościach spruchniałych drewnianych płaskorzeźb, oraz tego, co rzeczywiście dzieje się wokół mnie, więc poczułam, że coś mnie ominęło. Pod tytułowym artykułem znajdował się zbiór komentarzy internautów, ale nie tych błyskotliwych, mądrych, wskazujących na szerokie horyzonty myślowe, oraz chociażby zdrowy rozsądek. Myślę, że jednym z subtelniejszych był ten, który zacytuję: "Gorole raus!". Zrobiło mi się wstyd kiedy to przeczytałam. Pomyślałam o tym, co najbardziej w ślązakach cenię, w ich mentalności. O tym jak w czasie II wojny światowej zachowywał się mój prapradziadek Augustyn. Augustyn (dodam, że od pokoleń pochodzący z Wartogłowca, pod Tychami) będąc już starszym człowiekiem, ale jeszcze pracującym w kopalni Boże Dary przynosił w czasie wojny jeńcom obozu pracy- najpierw Rosjanom, a potem Niemcom- jedzenie, aby nie umarli z głodu. To byli jego koledzy z kopalni. A oni w zamian robili ze słomy lub drewna małe zabaweczki dla jego wnuczki (a mojej babci). Był człowiekiem wspaniałomyślnym i nieoceniał wyłącznie po pochodzeniu. Był prawdziwym Ślązakiem.
Koniec dygresji sentymentalnej. Wracając do naszej gazetki- Otóż uważam, że redakcja niezbyt trafnie próbowała zainteresować czymś co tak naprawdę nie ma wpływu na życie Ślązaków i jest wydarzeniem, które w sumie to mogłoby się nie wydarzyć. Kolejne strony to gorycz i żółć (większe niż moja blogowa krytyka!) skierowana głównie do polskich władz, najbardziej zaś do prezydenta. Nie gorszy mnie to, że postanowił on jakoś nas pojednać (Zagłębian i Ślązaków), chociaż można twierdzić, że mu to nie wyszło. Gorszy mnie to, że tyle miejsca poświęca się na takie za przeproszeniem "pierdoły" zamiast napisać, co naprawdę ważnego, ciekawego się u nas dzieje. A dzieje się dużo. Np. nie jesteśmy zbyt świadomi poczynań urzędu wojewódzkiego względem naszego rozwoju. Każdego dnia o bodaj 15:30 spora ilość ludzi kończy ośmiogodzinne posiedzenie, które ma na celu wdrażanie nowych projektów, trzymanie w ryzach starych. Świadomość poczynań władz lokalnych wśród zwykłych obywateli jest znikoma. Płacimy podatki po to, aby coś ruszyło z miejsca... Rusza! - Codziennie o 15:30 :). Ale nie o tym mowa. Ślunski Cajtung to po prostu gazeta "wanitatywna" (możecie interpretować to jak chcecie), wydaje mi się utopijno-nacjonalistyczna wręcz z zapędami anarchistycznymi. Wszystkim tym, którzy nie są w opozycji do całego świata NIE POLECAM. Kończę o tym daremnym kawałku celulozy.
Wiecie czego mi brakuje w "Nowej Gazecie Śląskiej"?
Przepisów na kołocze! Ach... I apeluję o więcej artykułów poświęconych wydarzeniom artystycznym (tych u nas pod dostatkiem!). Dziękuję za wkładkę historyczną.
Czytelniczka

poniedziałek, 20 lutego 2012

Photographie Modern Grundmannstrasse

Patrzcie co kupiłam! Fotografie robione w Katowicach to wg mnie prawdziwa rzadkość. Nie wiele tu było tych atelier, późno otrzymaliśmy prawa miejskie (w 1865r. a fotografia powstała przecież ze 30 lat wcześniej)- to jest powód dla którego (w porównaniu do Warszawy, Krakowa, Lwowa, Wiednia, Wilna, Pragi) antykwariaty nie są zasypywane zdjęciami tekturkowymi robionymi w Katowicach. Atelier "Photographie Modern" mieścił się przy Grundmannstrasse, czyli dzisiejszej 3 maja.

turystyczna tragedia

Gdzie w Katowicach można spotkać obcokrajowców? Na Śląskim Uniewrsytecie Medycznym. A turyści?

Śmiałam się ostatnio z pewną osobą, że muzea u nas czynne są w takich godzinach, że nawet lokalni nie mają okazji je odwiedzić. Myślałam, że nie jest aż tak źle,dopóki nie odwiedziłam strony internetowej (skądinąd bardzo dobrze się prezentującej) Muzeum Historii Katowic, z której dowiemy się, że Muzeum jest czynne: poniedziałek - nieczynne, wtorek, czwartek 10.00 - 15.00, środa, piątek 10.00 - 17.30 sobota, niedziela 11.00 - 14.00. Nie trzeba nikogo nadmiernie uświadmiać, że są dwa przedziały czasowe, w których najczęściej pracują Katowiczanie- od 8:00 do 16:00 i od 10:00 do 18:00. I jak tu odwiedzić muzeum? W NIEDZIELĘ DO 14:00? Przegięcie. Witkacy, którym promuje się nasze Muzeum, niestety nie pomoże zbyt wiele.

Pod tym względem dużo lepiej jest w Muzeum Śląskim, które zaprasza nas w nieco bardziej ludzkich porach, chociaż niestety nadal zostawiających dużo do życzenia: poniedziałek: nieczynne wtorek: 10.00 – 18.00 środa: 10.00 – 18.00
czwartek: 10.00 – 19.00 (w pierwszy czwartek miesiąca – wejście za 50% na
wystawy czasowe) piątek: 12.00 – 16.00 sobota: 12.00 – 18.00
niedziela: 12.00 – 17.00

Rekord bije Muzeum Archidiecezjalne. Byłam tam na rewelacyjnej wystawie rzeźby, ale drugi raz nie udałoby mi się tam przyjść ponieważ muzeum czynne jest w niedziele godz. 14.00 - 17.00 wtorki, czwartki godz. 14.00 - 18.00.

Nasze muzea nie są nastawione ani na turystykę, ani na lokalnych... tragedia...

czwartek, 16 lutego 2012

kawiarnie, restauracje itp.

Kamienica przy ul. Warszawskiej, w której mieściła się niegdyś legendarna kawiarnia Kryształowa zostala wyremontowana. Odnowiono elewacje, zrekonstruowano malowidła (przedstawiające biały ornament na bodaj ciemno brązowym tle) oraz wstawiono nowe szyby na wystawie- świetnie! Chyba nie ma osoby, która wiedząc co tam było wcześniej nie byłaby ciekawa odrodzenia tego niezwykłego lokalu.Odnowiona różni się od pierwowzoru (na zdjęciu obok), przede wszystkim ma żółty kolor. Lokal ten przed wojną nazywał się "L.Otto"- tak wspomina moja babcia i dodaje, że był zawsze luksusowy. Pochwaliła mi się również, że jej teściowa będąc panną pracowała tam na zmywaku. Jest się czym chwalić! Dużo opinii, wspomnień, wynurzeń na temat Kryształowej mają bliscy mi ludzie z okresu własnej młodości, czyli PRL-u. Ostatnio w kontekście śmierci Violetty Villas zapytałam mojego ojca, czy nie wydawało mu się za młodu, że Villas ubiera się w sposób dziwaczny. Tata odparł, że nie wydawała się wtedy bardziej egzotyczna niż choćby ubrany zupełnie na czarno (garnitur, jedwabna koszula i kapelusz) Bogusław Mec, którego, wracając do tematu, mój ojciec pamięta jako gościa Kryształowej.

Muszę napisać coś jeszcze na temat sfery konserwatorskiej- z doświadczenia wiem, że na ogół w odnawianiu konserwatorzy kierują się w największej mierze zamysłem autora, a tym przypadku budowniczego. Zastanawia mnie więc fakt, dlaczego firma nadzorująca renowację zrobiła zupełnie inną elewację niż była pierwotnie. Dlaczego taki kolor a nie inny? W zabytkowych miastach budynki odnawia się zawsze w oparciu o stare fotografie. Polecam przejść się na Warszawską i porównanie budowli z tym, co zamieściłam obok na starej pocztówce.




W obecnej siedzibie poczty polskiej przy ul. Kochanowskiego (w Katowicach oczywiście) mieścił się przed wojną lokal restauracyjny z ogródkiem przylegajacym bezpośrednio do placu Miarki (dawniej Blucherplatz- zaznaczyłam na zdjeciu). W księgach adresowych Katowic znalazłam w tym miejscu aż dwóch restauratorów Fryderyka Rastelliego (z pochodzenia Włocha), oraz Jana Długajskiego. Z tym Fryderykiem to sprawa jest bardziej skomplikowana. Z tego co wiem od jego potomkini, rodzina Rastellich zamieszkiwała całą kamienicę, a w księgach adresowych znalazłam Fryderyka Rastelliego, restauratora, zamieszkałego przy ul. Katowickiej 44, oraz Józefa, szofera (księcia Radziwiłła), zamieszkałego przy Jagiellońskiej 1... To jak- Fryderyk mieszkał gdzie indziej i prowadził interes na Jagiellońskiej, gdzie mieszkał jego krewny? Niestety nie udało mi się nic więcej znaleźć na temat tego lokalu.


Przy obecnej ul. Kościuszki 27 mieści sie budynek (za Niemca "Sonnhaus"- od słońca na fasadzie) w którym przed wojną i w czasie wojny znajdowała się kawiarnia Hildegardy Kubiny. Kawiarnia ta była niemym świadkiem iscie romantycznej lecz tragicznej historii panny Matejanki i pewnego niemieckiego żołnierza. Otóż w czasie wojny para ta, umawiała sie tam na randki. Niefortunny związek Niemca z siostrą ważnego działacza AK był chyba od początku skazany na zagładę. Dziewczyna została posądzona przez AK-owców o przekazywanie ukochanemu tajnych informacji przez co została zamordowana. Niestety, prawdę powiedziawszy, z dużym prawdopodobieństwem była ona niewinna i nie wiązała wojennej roli brata ze swym związkiem.






A tak wyglądał dzisiejszy klub Gugalander (na tyłach ilustrowanej budowli, do dziś całkowicie połączony z MOPSem). Dla ciekawostki dodam, że w obecnej dużej sali mieściła się kaplica ewangelików katowickich, budynek do dziś należy do parafii ewangelicko-augsburskiej.

wtorek, 14 lutego 2012

Rodzina

Chciałabym tylko napisać króciutko, że rodzina... rodzina nie cieszy nie cieszy gdy jest, lecz kiedy jej ni ma... To nawet zabrzmiało po Śląsku. Jest pewien ELEMENT mojej rodziny, który ma jutro urodziny. Drogi elemencie, genetycznie powiązany- Dziękuję, że mogę z Tobą prowadzić rozmowy typu:
JA: Co tam u Ciebie słychać? Masz jakieś NEWS'Y?
ELEMENT: Taak, słyszałaś, że w XVII wieku... (...)?
To jest rodzina! Wszystkiego najlepszego! Czekej na mnie pod klopsztangą ja tam byda- Ale czytaj mojego bloga, patrz jak się Twoje dziecię męczy.

sobota, 11 lutego 2012

ich język lata...

Germanizacja- czyli te złe Prusy odebrały Górny Śląsk Austrii! Ci, którzy chcieli i tak mówili po Polsku... Gdyby rzeczywiście było tak źle przez wieki język Polski i Czeski wyginąłby niechybnie. Germanizacji nie można odnosić do całej historii Śląska pod Pruskimi rządami. Kompendium wiedzy w tej dziedzinie stanowi wspaniała i opisywana przeze mnie kilka postów dawniej "Historia Górnego Śląska", z której dowiemy się między innymi, że Prusacy uważali język niemiecki, za język światłych ludzi i dlatego chcieli aby był obowiązującym w szkołach. Kai Struve w rozdziale III. Germanizacja i agitacja wszechpolska w XIX wieku, podrozdziale 1. Z perspektywy niemieckiej fachowo tłumaczy jak to jest, że w Prusach śląski dialekt, czy język Polski nie wyginęły, a miały rację bytu:
"Podczas gdy po stronie polskiej język decydował o tym, że byli to Polacy, niemiecka strona zaprzeczała obiektywnemu pojęciu narodu, broniąc tezy, że dialekty górnośląskie, jak i standardowy język polski jako język ojczysty lub potoczny, są całkiem zgodne z tym, że ludzie posługujący się nimi uważali się za lojalnych poddanych króla Prus lub nawet zaliczali się do narodu niemieckiego."

Wyobraźmy sobie teraz Opole, XVIII wiek, porządne pruskie miasto. Pruskie domki, po dziś dzień można zobaczyć w wiejskich okolicach tego miasta, a sama miejska zabudowa mówi nam wszystko. W takiej podopolskiej wsi dominują nazwiska: Jaskuł, Koc, Czech, Wolny, Szczypka, Morcinek, Baron (od potocznego na wsiach zwierzaka- barana, jak najbardziej słowiańskie korzenie), Poliwoda, Mięsopust (to nazwisko znalazłam w archiwum diecezji opolskiej, a oznacza ostatki, w sensie ostatnich dni karnawału, iście staropolskie!). Ci ludzie w 99% po dziś dzień mówią w rodzimym języku, pomimo, że setki lat żyli w niemieckojęzycznym kraju. No niesamowite! Prawda?

piątek, 10 lutego 2012

Bardziej sentymentalnie

Na katowickiej giełdzie staroci kupiłam sobie kartkę z jakąś aktorką i nadrukowanym autografem. Urzekła mnie jej kreacja, budząca skojarzenia ze starożytną Grecją. Kartka kosztowała mnie 5 zł... Treść tej kartki wypisana była wręcz na ilustracji, bo z drugiej strony było wyłącznie miejsce na adres. Nadawca pisał po francusku.










3 miesiące później










E. do mnie: Zbieram fotografie kobiet z przełomu XIX i XX wieku... i patrz. To Cleo de Merode. Tancerka Moulin Rouge, jest piękna!

Ja: Skądś ją znam...


Powrót do domu... tak, to TA.



Z angielskiej wikipedii dowiedzieć sie można, że była córką malarza, uczyła się tańca i w wieku 11 lat zadebiutowała. Była jednakże bardziej celebrytką niż tancerką. Pojawiała się na pocztówkach i kartach do gry. Jej fryzura stała się modna i popularna wśród kobiet. Tolouse-Lautrec zrobił jej portret. Do dziś można kupić plakaty z nią, jego autorstwa. 61-letni król Leopold II zakochał się w niej jak miała 22lata i została jego ostatnią kochanką. Podczas występu w Wiedniu zachwyciła również Gustava Klimta.









Zmarła w 1966roku, czyli w sumie niedawno.









Kartka, którą ja kupiłam, z pewnością należy do tego samego cyklu, co te, które umieściłam obok (jeszcze jej nie zeskanowałam). Nie znalazłam w Internecie drugiej takiej jak moja. Udostępnione są całe kolekcje, za wyjątkiem tej jednej.



Zapomniana Cleo...

wtorek, 7 lutego 2012

Śląskie koleje

Debiutowałam ostatnio jako pasażer Śląskich Kolei...

Sfera wizualna: Kolokwialnie powiem- Super. Wyglądają świetnie! Zarówno z zewnątrz jak i w środku. Nasze barwy śląskie, rewelacyjny nowoczesny design, wygoda... No mówiąc krótko WYPAS. Jakoś nienajgorzej są pomyślane. Miejsca przy drzwiach odgrodzone są od nich taką grubszą ścianką i dzięki temu nie wieje zanadto. Można śmiało chwalić się, bo mało jest takich cudów techniki na polskich torach.

Sfera ideologiczna: No cóż- "Śląskie Koleje', a na trasie CZĘSTOCHOWA- Gliwice. Powiedzmy, że 50% trasy tych sprinterów to nie Śląsk (Dobra... jestem podła!).

Sfera techniczna: Przemiły głos informuje nas o stacjach... z jedno, bądź dwu stacjowym wyprzedzeniem/ opóźnieniem. Jadąc DO o mały włos przegapiłabym stację, bo głos informował mnie, o tym, że jeszcze nie ta... Z kolei jadąc Z w Katowicach informował, że to Siemianowice. Jechałam pierwszy raz, Katowice na szczęście jeszcze rozpoznaje, ale co z ludźmi, którzy nie znają tych tras? Piękny elektroniczny wyświetlacz również był w innym świecie. Ale przynajmniej datę miał dobrą... i imieniny:).

sobota, 4 lutego 2012

Kaj my som?

Wyszło sporo ślabikorzy, ale tak naprawdę mowy nauczymy się słuchając i mówiąc. A gdzie można w Katowicach posłuchać pięknej godki? Czy organizowane są jakieś konwersacje? W szkołach nadal niewolno mówić po śląsku. Czuję niedosyt. Albo mnie coś ominęło. Nasłuchałam się wprawdzie śląskiego (od rodziny), ale nie miałam okazji pomówić. Większość ludzi, którzy tak jak ja interesują się historią regionu również mówi po Polsku. A może pogodomy? Jo nawet myśla po ślonsku. Pal licho dobrą pisownię, niech będzie na razie fonetyczna. Postaram się pisać od dziś tak jak będę umiała. Czycham na jakieś lekcje naszej mowy.