niedziela, 28 października 2012

Bezdzietni władcy pszczyńscy

Jeszcze wczoraj pisałam, że może tu być pusto w najbliższym czasie a tu... niespodzianka! Uruchomiłam stary komputer i znalazłam nieopublikowany tekst o panach na Pszczynie. Tradycyjnie nie ma morału:). Nie ręczę za wartość merytoryczną. Wiadomości pochodzą wprawdzie z literatury ale jedna z książek pisana była przez nieprofesjonalistę.

Oto, co naskrobałam:

"W 1303r. pojawia się pierwsza wzmianka o Pszczynie, ale wolnym miastem stanowym staje się dopiero w 1517. kiedy władzę nad nią zaczyna sprawować baron Aleksy Turzo- jego brat Jan nabywa od niego dobra pszczyńskie w 1525r. Od Jana z kolei Baltazar Promnitz, biskup wrocławski. Co ciekawe w leksykonie PWN jest jakiś Jan Turzo zmarły w 1520 r. (a więc napewno nie nasz baron pszczyński, ale jakiś krewny?), biskup wrocławski oraz profesor Akademii Krakowskiej. Z kolei Gierlotka opisuje, że Turzo wzbogacili się rozwijając górnictwo na Węgrzech. Czyżby więc Turzo biskup, sprawował swoją kościelną władzę tuż przed Promnitzem? Muszę więcej poszukać. Promnitzowie najdłużej rządzili na Pszczynie, bo aż 217 lat (1548-1765). . Historia władania na Pszczynie nie do końca jest historią dynastyczną ponieważ wyjątkowo nietypowo dziedziczono bądź otrzymywano Pszczynę. Większość osób rządzących w Pszczynie była bezdzietna (naliczyłam się aż 9!)

Oto w przybliżeniu rozpiska władców pszczyńskich:

Aleksy Turzo-> brat Jan Turzo-> Baltazar Promnitz (biskup)-> bratanek Stanisław Promnitz(bezdzietny)-> brat Karol Promnitz-> SYN Abraham Promnitz (bezdzietny)-> krewny Zygmunt Promnitz (bezdzietny)-> krewny Zygfryd II Promnitz (bezdzietny)-> krewny Zygmunt Zygryd Promnitz-> SYN Erdmann Leopold Promnitz-> SYN Baltazar Erdmann Promnitz -> SYN Erdmann Promnitz (Zbudował zamek w Pszczynie)-> SYN Jan Erdmann Promnitz (bezdzietny)-> jego matka pochodziła z rodu Promnitz Fryderyk Erdmann Anhalt Cöthen-> Fryderyk Anhalt Cöthen (bezdzietny)-> brat Henryk Anhalt Cöthen (zrezygnował)-> brat Ludwik Anhalt Cöthen (bezdzietny)-> i spowrotem brat Henryk Anhalt Cöthen (bezdzietny)-> syn siostry zamężnej z Hochbergiem Jan Henryk X Hochberg-> syn Jan Henryk XI Hochberg-> syn Jan Henryk XV "
 
W każdym razie wszystko zostaje w rodzinie:). Zastanawia ta bezdzietność w czasach, gdy rodziny wiejskie posiadały dwadzieścioro dzieci, z których oczywiście część nie przeżywała zbyt długo...
Najwyraźniej musiał być jakiś błąd genetyczny w tak wspaniałym rodzie, ośmieliłabym się stwierdzić, że może to wynikać z bardzo popularnych (im dawniej w przeszłość) ślubów wśród krewnych szczególnie w wyższych sferach.
 
Ciekawe czy ktoś zajmował się już szerzej tematem bezdzietności wśród tej rodziny (swobodnie można nazwać ich rodziną, są ze sobą wszyscy przecież jakoś spokrewnieni)?"

sobota, 27 października 2012

Drodzy czytelnicy

Jak każdemu bloggerowi zdarza mi się przeżywać kryzys twórczy. Na ogół wynika on z braku tematów do podjęcia tym razem jest jednak inaczej... Tyle niesamowitości tematycznie związanych z ukochanym Śląskiem krąży wokół mnie, że nie wiem od czego zacząć. Chciałoby się po każdą z tych rzeczy sięgnąć ręką... ale nagle brakuje mi rąk aby je pochwycić. Praca, szkoła i projekty to moje usprawiedliwienie za milczenie. Z braku czasu nie ręczę za częstotliwość wpisów na Za Staryj Piyrwy.

Zachęcam natomiast do czytania Nowej Gazety Śląskiej, miesięcznika, gdzie sporo o historii śląska, kulturze i polityce. Już za parę dni nowy numer :). W internecie można czytać caaały czas!

Na dziś polecam tekst "Czy politycy coś wiedzą o Śląsku" w kontekście aktualnych debat gdzie wypowiadają się często na temat historii Śląska i Ślązaków osoby umiarkowanie do tego kompetentne, że tak oględnie to ujmę ;). Tekst błyskotliwy i zabawny. Warto przeczytać:
http://www.nowagazetaslaska.eu/index.php?option=com_content&view=article&id=952:czy-politycy-co-wiedz-o-lsku&catid=47:czoowka&Itemid=118#comment-708

wtorek, 2 października 2012

Jak jest "miłość" po śląsku? cz.1.


 Pozostałości po dawnej miłości na Śląsku można się doszukiwać jedynie w sztuce czy aktach kościelnych, bliższą nam dziejowo możemy poznać dzięki starszym ludziom, którzy dzielą się własnymi doświadczeniami. Piosenki, które tak wspaniale zebrał i wydał Adolf  Dygacz sugerują, że w mentalności dawnych Ślązaków miłość sprowadza się do słodkiego uczucia, którym darzą się młodzi, niedoświadczeni ludzie odkrywając dopiero atuty płci przeciwnej lub już zupełnie czysto fizycznej sfery. Nie są to górnolotne piosenki, przypominają mi bardziej pierwsze "romantyczne" pieśni staroprowansalskich trubadurów, którzy praktycznie cały czas świntuszyli, z czego pierwszym opisującym w prawdziwie liryczny sposób miłość był Jaufre Rudel.
Jak podają liczne źródła sztuka plastyczna na Śląsku, gdy mówiła o zwyczajnych ludziach była sztuką amatorską i prymitywną. Każdy ma skojarzenia z Erwinem Sówką i jego kobietami. Ale czy o to chodzi? Czy chcemy się rozwijać, czy kulturowo stać w miejscu? Czy tym dla nas, ludzi XIX pierwszego wieku jest miłość?

Postanowiłam porozmawiać o tym z kimś, kto jako jeden z nielicznych napisał tomik wierszy po śląsku o uczuciach górnolotnych dotykających każdego wrażliwego człowieka. Ma na imię Karol Gwóźdź, jest poetą (wydał tomik "Myśli ukryte") ale także twórcą muzyki ambientowej.

Oto co mi powiedział:
"Po śląsku pisze się tak samo romantycznie jak w innych językach, mimo iż zdaję sobie sprawę, że jest nieco uboższym językiem niż np. francuski czy polski. Jednak jeśli chciałbym kobiecie powiedzieć jak "fest ij przaja i ij modre ślypia dodowajom otuchy i farbów w tym uoszydliwym śwjecie" to nie potrzebuję do tego innego języka niż śląski.
Mimo iż to prosty język, to da się w nim wyrażać emocje. Uczucia o których piszesz można we współczesnym świecie wyrażać w tym języku. Jak najbardziej. Przepięknie brzmi kobiecy głos "dej mi dziubka"."

 A czy nie uważasz, że np. słowo "dziołcha" nie pasuje do współczesnych kobiet?" 
"Za to frelka pasuje. Frelka jest słodkim słowem, takim właśnie do flirtu.
a Ty wolisz byc dziewczyną czy frelką?"
 Frelką. Frelka brzmi tak jak trele ptasie, zwiewnie i delikatnie.
 "Pytam, bo sama możesz sobie odpowiedzieć niejako na ten temat, ponieważ można stwierdzić że to albo to słowo brzmi tandetnie bo.... bo..... tak godały nasze starki..... ale może czasem warto się wyzbyć stereotypowego myślenia. Śląskie dziewczyny są delikatne, choć w środku twarde. Jak trza są dziołchami, a jak trza to słodkimi frelkami."
Nie uważasz, że należy szukać jakichś nowych słów bardziej adekwatnych?
"jak nojbarzyj trza szukać i tworzyć neologizmy dostosowane do współczesnego Śląska. Od tego są literaci w końcu, choć przykre jest to iż tych romantycznych jest wciąż za mało, a to oni mogą tworzyć owe neologizmy- te bardziej obdarowane uczuciowym akcentem."

(jego twórczość można śledzić na www.karolgwozdz.eu)


A to moja dalsza rodzina z pod Tychów
 Miłość na Śląsku musi być subtelnie inna, skoro wiadomo nie od dziś, że przez lata panował tu nieoficjalnie matriarchat. Kobiety śląskie mają charakterek. Doskonale poznałam to dzięki mojej babci, która posiadając 50-letnie doświadczenie małżeńskie raczy mnie zadziwiającymi poradami. Od kiedy tylko jestem dorosła, babcia bez ogródek tłumaczy mi jak to wygląda... Zapewne każdy z was zna jakieś śląskie małżeństwo, gdzie to kobieta zarządza finansami. Niby mąż rządzi, ale cokolwiek chce musi iść z tym do żony. Żona porządkuje jego życie. PRL trochę zniszczył polaków, bardzo ich "rozpił" przez co kobiety w tamtych czasach musiały szczególnie ich pilnować. Stały niejako na straży rodziny. Nawet jeśli nie było najlepiej w ich małżeństwie nie umniejszały roli mężczyzny jako ojca. Wręcz budowały w domu atmosferę szacunku dla głowy rodziny.

 Nie wszyscy wiązali się z miłości oczywiście. Akurat moja babcia owszem... Ona była przebojowa i śliczna a dziadek był rozśpiewanym towarzyskim przystojniakiem. Pewnego razu babcia wracała z kolegą autobusem do domu wieczorem, ale kolega wysiadł wcześniej, mój dziadek także jechał tym autobusem, przysiadł się do niej i odprowadził ją potem od przystanku do domu. Babcia była młodą sekretarką i dziadek już wcześniej bywał u niej załatwiać sprawy. Wzięli wspaniały ślub w Cieszynie a przez kolejne pięć lat, za nim urodził się ich jedyny syn, jeździli na wczasy i chodzili na dancingi... Kto w tamtych czasach miał dziecko po pięciu latach małżeństwa? To była rzadkość. Podejrzewam, że mieszkanie z chorą babcią w jednym pokoju miało na to spory wpływ.
Jak dziadek mówił na babcię gdy ją poznał? Czy mówił "jo ci przaja"? Ciężko to sobie po tych latach polonizacji wyobrazić. Oni nadal starają się mówić cały czas po polsku. Babcia subtelnie wycisza ostatnie "ch" we wszystkich "byłach" i innych tego typu słowach...
Tata opowiadał mi, że dziadek po latach małżeństwa zrobił się trochę mniej uczuciowy i gdy babcia prosiła: "Dej kusika" to dziadek mówił "Ni mom".